Prawo Pana Komendanta

Wstrząsające kulisy starć parkingowych

logo portalu świnka z napisem

PO KLIKNIĘCIU NA OBRAZ WYŚWIETLI SIĘ ON SIĘ W CAŁOŚCI

05 sierpnia 2024

Niniejszy tekst jest pierwszym z cyklu Kij w oko Temidy, w którym obnażamy, jak lokalne władze rozgrywają media, prokuraturę, sądy i służby w wojnie z mieszkańcami.

 

 

Wolne Parkingi albo Śmierć!

 

 

Ustanowienie strefy płatnego parkowania wstrząsnęło ostrzeszowską opinią publiczną i stało

się pożywką dla osób chętnych skorzystać na zaistniałej dramie.

 

Do gwiazd zamętu, które sprytnie wykorzystały burzę wokół parkowania zaliczamy m.in.: Macieja Janiszewskiego (obecnie radny), Grażynę Radek-Rogozińską, Witolda Hudzika i Mariusza Witka.

 

Nie dało się nie zauważyć ich zaangażowania w “wielką sprawę” parkingów, kiedy bardzo medialnie włączali się w protesty mieszkańców.

 

Tymczasem, im więcej czasu upływało od wprowadzenia płatnych parkingów, tym cichsze stawały się protesty mieszkańców wobec parkometrów. 

 

 

Drama, drama i po dramie

 

 

Ludzie z wolna przyzwyczaili się zarówno do płacenia za parkingi, jak i do wygód, które się z tym wiążą.

 

Parkometry przestały straszyć, a mieszkańcy zauważyli, że załatwienie spraw i sprawunków w mieście wcale nie jest tak drogie, jak się tego spodziewano. 

To znaczy zakupy w Ostrzeszowie są nadal koszmarnie drogie, ale nie ma to związku z parkowaniem.

Stopniowo zaczęła też cieszyć, spowodowana wprowadzeniem opłat, dostępność wolnych miejsc oraz swoboda poruszania się po mieście, z którego zniknęli etatowi stacze.

 

 

Biznes się skończył, to ja się zmywam

 

 

Ucichł zgiełk tłumu, a wraz z tłumem, rozeszli się celebryci.

 

Zamilkli ci, którym na hasłach “likwidacja parkometrów albo.. cośtam!” przestało zależeć równo z ogłoszeniem ich porażki w wyborach.

Po angielsku wycofali się również tacy, którzy na tych hasłach zbili społeczny kapitał i dopchali się do upragnionych stołków.

 

Do tej drugiej grupy zaliczamy radnego Janiszewskiego, który obiecane "cośtam" zainterpelował, ale zrobił to na tyle nieudolnie, nieskutecznie i na “odczep się”, że można było to odebrać, jak jasny przekaz do ludności: “spełniłem przedwyborcze cośtam i kończę temat parkingów”.

My przynajmniej tak to odbieramy.

 

Inny przedstawiciel tej grupy, radny Witek, jak można się było spodziewać, kompletnie olał sprawię, na której nie da się już więcej skorzystać.

No tak. To w końcu pan Witek.

 

Reszta weekendowych bohaterów, którzy jeszcze przed trzema miesiącami wytrząsali się, że "tego tak nie zostawią", odjechała w kierunku zachodzącego słońca i słuch o nich zaginął zaraz po przegranych wyborach.

 

Na polu bitwy został tylko ON

 

 

Bohater niezłomny

 

 

Wspaniały, szczery i nieprzejednany...

Ten, który w walce nigdy nie złoży broni.

Nasz kochany burmistrz Patryk Jądrowiak

 

A wiadomo, że gdzie raczy stąpnąć pan burmistrz, tam jest zawsze jego wierny towarzysz, cień..

Tak. 

Dokładnie. 

Chodzi o nas. 

 

A my przecież obiecaliśmy Wam że opowiemy historię niesławnej interwencji Straży Miejskiej, po której jedna z mieszkanek wylądowała w szpitalu.

I w przeciwieństwie do wielkich, wiodących lud na barykady,  bohaterów jednego sezonu, na Inicjatywę zawsze można liczyć. 

Pan burmistrz takoż na nas liczyć może, gdyż nie ma Batmana bez Jockera.

 

Posłuchajcie więc naszej opowieści.

 

 

 

Piękny jak ostrzeszowskie poranki

 

 

Kilka dni temu, w centrum Ostrzeszowa trwał zwykły, typowo-piękny poranek:

 

Podejrzany element społeczny, zwany przedsiębiorcami, krzątał się i otwierał swoje sklepy, rozładowywał różne badziewie, niepomny niechęci, jaką pan burmistrz raczy odczuwać względem podobnych spekulantów, lichwiaczy i dorobkiewiczów.

 

Na szczęście pan burmistrz ma w mieście swoich strażników, którzy umiejętnie i z poświęceniem psują prywaciarzom parszywy interes.

 

Tak więc można śmiało uznać, iż pomimo drobnych przeciwności, szykował się kolejny, dobry dzień na bycie szczęśliwym Ostrzeszowianinem.

 

 

Bohaterowie w pelerynach z czarno-żółtym wzorkiem

 

 

Praca strażnika pana burmistrza jest trudna i odpowiedzialna.

 

Wiadomo, że jak w Rynku sklepikarz rozładowuje towar, to nie można mu pozwolić na hulanki i swawole przez 15 minut. 

2 minuty i wypad ! 

No maksymalnie 5.

A i to, jeśli prywaciarz jest grzeczny.

 

Bo jak nie jest grzeczny, to  się może przypadkiem zdarzyć, że jakiś nieprawidłowo przechodzący przez jezdnię dzieciak ot tak, przypadkiem kupi u niego energetyka i zaniesie panom strażnikom paragon...

 

... albo się może okazać, że córka prywaciarza nie zaszczepiła psa na czas…

 

... a babcia rozpaliła w piecu polonem...

 

Przecież różne przypadki chodzą po przedsiębiorcach, więc dajcie mi prywaciarza, a…

No właśnie.

 

 

Ani chwili wytchnienia

 

 

Wojna z ostrzeszowskim elementem ciułaczym to nie jest lekki chleb.

 

Panowie straż ogarniają rozpasanych spekulantów w Rynku,

a za ich plecami, nieopodal Rolnika, już jakiś dorobkiewicz próbuje się szarogęsić.

 

Bezwstydnie parkuje taki swoim samochodem pod swoim sklepem.

I co?

I myśli może, że sobie tak będzie stał przez całe dziesięć minut?

O nie!

Nie wolno na to pozwolić!

 

Puszczony luzem element społeczny gotów się nam rozzuchwalić.

Kto wie? Może nawet zacznie myśleć, że skoro płaci horrendalne podatki w małym, zapyziałym miasteczku,  to ma w nim jakiekolwiek prawa?

 

Dlatego nie dziwi, że w dni handlowe strażnicy pana Jędrowiaka uwijają się jak w ukropie.

 

To dzięki takim zuchom #piękniejenamostrzeszów

 

 

Wrogowie bezpartyjnej ojczyzny

 

 

Prywaciarze ostrzeszowscy, podobnie jak ich podejrzana klientela, jest to element krnąbrny, niepokorny wobec Władzy, awanturujący się.

Jakby mało było tego , że już samym swoim istnieniem denerwują pana burmistrza, to jeszcze dyskutują, wykłócają się z panami strażą.

Nie chcą słuchać poleceń oraz nie przyjmują propozycji nie do odrzucenia.

 

 

Propozycja nie do odrzucenia

 

 

Właśnie jedną z takich propozycji, jakie można usłyszeć od panów strażników jest grzeczna, uprzejma prośba przeparkowania auta z działki miejskiej na działkę prywatną, stanowiącą podjazd do sklepu "Elektronik" państwa Nowickich (AGD przy Rolniku).

 

Działkę tę (należącą do prywatnej osoby) "Elektronik" utrzymuje i użytkuje od dziesiątek lat i tę właśnie działkę postanowił przejąć pan burmistrz.

 

Kompletnie przy tym nie zważając na argumenty właścicielki sklepu, pani Marii Nowickiej.

 

Bardzo słusznie!

W końcu nie będzie jakaś osoba mówiła panu burmistrzu, co sobie pan burmistrz może, a czego sobie nie może przejmować, jeśli sobie chce.

 

Pana burmistrza nie rusza więc, że od dziesiątek lat pani Nowicka inwestuje w ten grunt.

 

Nasz włodarz pozostaje też niewzruszony wobec faktu, że ten skrawek parkingu z podjazdem jest Nowickim niezbędny do prowadzenia ich firmy, której gros aktywności opiera się na załadunku i rozładunku sprzętu, tzw. dużego AGD.

 

Niezłomnego Patryka nie przekonuje nawet, iż "Elektronik" odprowadza do miejskiej kasy podatki dłużej, niż pan burmistrz raczy samodzielnie korzystać z rowerkach na dwóch kółkach.

 

No NIE i już!

 

 

Perły przed wieprze

 

 

Ba! Na nieudane przejęcie tego skrawka gruntu od państwa Nowickich, pan Jędrowiak poświęcił już niemało publicznych pieniędzy.

 

Wszystko na nic.

Wredny Sąd wydał wyrok,  w którym jasno przyznał prawo do użytkowania tej działki Pani Marii Nowickiej.

Frustrujące jak cholera. I oburzające bardzo.

 

Sami widzicie, że pan burmistrz się stara, ciężko pracuje i co z tego ma?

Krew w piach, normalnie! 

 

Jak niby pięknieć ma nam Ostrzeszów, skoro działające ręka w rękę dwie kasty: dorobkiewiczów i sędziów rzucają panu burmistrzu kłody pod fotel?

 

Ale znacie wszyscy pana Jędrowiaka i wiecie, że byle niepowodzenie go nie złamie.

Sądy sądami, ale sprawiedliwość musi być po stronie pana burmistrza.

 

A nikt w Ostrzeszowie nie śmie stawać na drodze sprawiedliwości pana burmistrza.

No chyba, że mówimy o pani Marii Nowickiej.

 

 

Maria Nowicka idzie na wojnę

 

 

Wspomnianego poranka właścicielka “Elektronika” usłyszała od innego przedsiębiorcy, że strażnicy znowu mówią ludziom,  żeby ci stawiali swoje auta na podjeździe do jej sklepu.

 

Postanowiła więc osobiście udać się do Komendanta Grzegorowskiego i wyjaśnić sprawę.

 

Na miejscu jednak okazało się odwrotnie.

 

 

Pan komendant skutecznie wyjaśnia

 

 

Komendant bowiem ani myślał wysłuchiwać wyjaśnień jakichś tam szkodników społecznych, przez przypadek nazywanych przedsiębiorcami.

 

Komendant sam wyjaśnił osłupiałą panią Marię, i to na tyle skutecznie,  że po kilku minutach wyjaśniona właścicielka doznała zapaści i odwieziono ją do szpitala.

 

 

Praworządność po ostrzeszowsku

 

 

Z tego, co udało się mam dowiedzieć od roztrzęsionej poszkodowanej, wyjaśnienia komendanta obejmowały głównie jego prywatną wykładnię, przepisów. 

 

Mianowicie właścicielka Elektronika dowiedziała się od pana Grzegorowskiego, iż:

 

Działka stanowiąca podjazd jej sklepu może i sobie być prywatną własnością samego Dalajlamy.

Dopóki jednak pan Grzegorowski jest tu komendantem, dopóty to pan burmistrz Jędrowiak będzie ustalał, kto ma prawo z niej korzystać. 

Amen!

 

 

Prawo Komendanta

 

 

Osłupiała kobieta wspomniała kolejną sprawę (tym razem karną), którą pan Komendant raczył jej wytoczyć o malowanie linii na prywatnej działce pod jej sklepem.

I którą raczył z hukiem przerżnąć.

Skoro pan burmistrz może dysponować tą działką, a ona nie może, to czemu Sędzia uznała, że malowanie linii, okręgów, trójkątów, a nawet znaków zapytania białą, czy wręcz różową farbą na prywatnej działce przed prywatnym sklepem jest zgodne z prawem?

 

Na co pan Grzegorowski wyjaśnił całe tutejsze prawo jednym, jakże celnym zdaniem.. uwaga, leci cytat:

 

"Sąd przyznał Pani prawo do robienia na tej działce, co pani chce tylko dlatego,  że mnie przy tym nie było".

 

 

No i merci bardzo!

 

 

Nam takie tłumaczenie całkowicie wystarczy.

Naszym zdaniem nie podlega najmniejszej dyskusji, że gdyby pan Grzegorowski był wtedy w sądzie, to by Sąd skutecznie wyjaśnił odnośnie różnicy między własnością prywatną, a prawem do dysponowania nią wbrew woli pana burmistrza.

 

Swoją drogą wyobrażacie sobie?

Białe kreski malować..

Że niby co?

Że przyjedzie radny i spróbuje wciągnąć..?

Moim zdaniem to jawna próba skompromitowania władzy.

Przebrzydła prowokacja.

 

 

 

Równość jest dla równych

 

 

Niestety pani Marii proste wyjaśnienie nie przekonało i dalej brnęła w kłopoty.

 

Spytała, dlaczego w związku z tym pan Grzegorowski nie traktuje jej na równi z innymi przedsiębiorcami?

 

W tym momencie to komendant osłupiał i trudno mu się dziwić.

 

Jak to?!

Co jak co, ale  klienci i właściciele sklepów w centrum Ostrzeszowa wiedzą, iż straż burmistrzowska wszystkich przedsiębiorców i ich klientów traktuje z jednakową pogardą  i nęka po równo  z jednakowym profesjonalizmem i zawodową uprzejmością.

 

No a co z Kostrzewskimi?

Są przecież Kostrzewscy!

 

 

Parking na ul. Powstańców

 

 

Chodzi o dużą działkę publiczną,  którą nasze władze rzekomo bez opłat oddały do użytku prywatnej firmie państwa Kostrzewskich.

 

 

Umowa, której nie ma

 

 

Mówię "rzekomo" bez opłat, bo żadnego dokumentu, który by ten fakt potwierdzał nie ma i próżno go szukać.

Być może kiedyś był

Ale się zmył. 

 

Że co? 

Że to debilne?

Że niby jak funkcjonariusz publiczny może lekkomyślnie zgubić dokument, będący w mocy?

 

Otóż po pierwsze nie “zgubić”, a “zniszczyć”

Po drugie, nie lekkomyślnie, a zgodnie z harmonogramem, który sobie napisał.

 

 

A co z konsekwencjami?

 

 

Że niby jak teraz, dajmy na to, dochodzić odszkodowania za orła wywiniętego na oblodzonym parkingu pod cegielnią?

A jeśli właściciele powiedzą, że to sprawa miasta?

Miasto odbije piłkę do powiatu.

Powiat powie, że oddał to Kostrzewskim...

A gdzie w takim razie umowa?

 

A gdzie płaszcz?

Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam Pan zrobisz?

 

 

A w ogóle była jakaś umowa?

 

 

Świtoń wyraził się jasno: skoro teraz pan burmistrz mówi, że była umowa, to teraz przyjmujemy, że była! Jeszcze jakieś pytania?

 

W ogóle odnoszę wrażenie, że prawo w Ostrzeszowie to najlogiczniejsze prawo na świecie i wszyscy powinni się na nas wzorować, a świat piękniałby nam, jak Ostrzeszów.

 

 

Co wolno Wojewodzie...

 

 

Przypomnę tylko, że prezesowa Kostrzewska to ta sama, której burmistrz Jądrowiak oddał w takie samo użytkowanie teren minigolfa (Brzózki).

Ciekawe chociaż, czy umowę ma, czy ta też trafiła do niszczarki?

No bo jak taka brzózka komuś spadnie i mu zaszkodzi.. to co?

A jak się ktoś wykopyrtnie na zgniłym liściu, to do kogo regres?

 

 

Klientka awanturująca się

 

 

Tymczasem niezmordowana pani Maria dalej się pchała w kłopoty i dociekała:

 

Takiej Kostrzewskiej burmistrz oddał publiczne tereny, a Nowickiej nic publicznego nie oddał.

Tylko jeszcze chciał jej zabrać to, co prywatne.

A jak mu się ten numer nie udał raz i drugi,

to nasyła na nią straż, żeby jej blokowali podjazd.

Jak tak można?!

Dlaczego strażnicy nikogo nie odsyłają na publiczny parking Kostrzewskiej,

a proponują blokowanie prywatnego podjazdu Nowickiej?

 

O! I właśnie w tym momencie pani Maria przegięła!

 

 

Sama się prosiła

 

 

Pan komendant nie namyślając się zbyt długo (tak już ma), uznał natarczywe dociekania za opluwanie munduru z żółtym szlaczkiem.

Prawidłowo!

Obrzydliwie logiczne pytania pani Marii potraktował, jak Iżenie funkcjonariusza na służbie.

Słusznie!

Publiczne zrównywanie osoby jakiejś tam Nowickiej z Osobą Prezesowej Kostrzewskiej wziął za groźby karalne...

no może nie wobec siebie osobiście, ale wobec elementarnej przyzwoitości.

Tak trzymać!

 

Lojalnie też uprzedził o możliwości powiadomienia organów ścigania w sprawie powyższych przestępstw.

Odpowiednia postawa!

 

 

Pierwsza ofiara wojny parkingowej

 

 

Po usłyszeniu zarzutów pana komendanta, pani Maria poczuła się źle.

Przyjechało pogotowie i odwieziono niepokorną sprzedawczynię na izbę przyjęć, skąd natychmiast skierowano na oddział szpitalny, gdzie spędziła trochę czasu.

 

Żywimy nadzieję, że czas ten pani Nowicka poświęciła na dogłębne przemyślenie swoich błędów.

 

Oczekujemy też, że inni przedsiębiorcy potraktują tę historię, jak przestrogę i raz na zawsze przyjmą do wiadomości, iż:

 

 

Primo po pierwsze

 

 

Prawo do dysponowania prywatną własnością w Ostrzeszowie ustala pan burmistrz rękoma pana komendanta.

 

 

Primo po drugie

 

 

Strefa płatnego parkowania oraz działki publiczne w mieście nie służą ani przedsiębiorcom, ani tym bardziej ich, pożal się Boże, klientom.

 

Pytacie się, komu w takim razie służą?

 

Się głupio pytajcie dalej, to przyjdzie pan komendant i was też wyjaśni.

 

 

A po trzecie i całkiem poważnie

 

 

Może dobrym pomysłem byłoby powołanie jakiegoś stowarzyszenia skupiającego osoby jadące na tym samym wózku?

 

Mam na myśli poważne, lokalne zrzeszenie przedsiębiorców.

 

Takie ze składkami, wystarczającymi na zatrudnienie doświadczonych prawników.

 

Takie, które miałoby na celu ochronę przedsiębiorców przed patologiami takimi, jak: nadużywanie władzy, szykany, nękanie, przekraczanie uprawnień, czy wręcz dokonywanie jakichś chałupniczych prowokacji i "kontrolowanych" (zza węgła) zakupów.

 

Takie wreszcie, które byłoby w stanie  skutecznie wynegocjować nie tylko warunki bezpiecznego i spokojnego funkcjonowania drobnego biznesu w Ostrzeszowie, ale również zadbać o jego rozwój i wsparcie ze strony lokalnych władz.

 

W końcu to z tych małych biznesów, a nie z powietrza biorą się te mityczne "wkłady własne", tak chętnie podkreślane przez pana burmistrza przy kolejnych rondach, pumptrakach i patatajach. 

 

A następnym krokiem powinno być wyłonienie z Waszego grona przedstawicieli, którzy nie zwiną ogona pod siebie, kiedy tylko usiądą przy korytku, ale będą uczciwie kształtowali prawo lokalne pod kątem całej grupy.

 

Obserwuj nas!

Czytaj

ZOBACZ INNE W KATEGORII

FELIETON ZE ŚWINKĄ